Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
-A wiesz, że sam zacząłeś mnie całować? Jak masz dziewczynę, to twoje zachowanie świadczyło o tym, ze nie jest dla Ciebie ważna i że przy najbliższej okazji jesteś w stanie ją zdradzić.
Offline
- Nie jest moją dziewczyną. I nawet nie wie co do niej czuję. Po prostu nie powinniśmy. -mówię
" J’ai fait un peu de bien, c’est mon meilleur ouvrage."
Offline
-Okej.
Offline
-muszę iść. Dozobaczenia -mówię i biorę swoją koszulkę i zmierzam do domu
" J’ai fait un peu de bien, c’est mon meilleur ouvrage."
Offline
-Pa!
Offline
Usiadłam na skraju plaży, spoglądając w zachodzące słońce. Cała ta ucieczka przed Casimirem była męcząca. Wiedziałam, że nie mogłam się zatrzymywać. Jednak po całym dniu chodzenia postanowiłam gdzieś odpocząć.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Po całym dniu na mieście, stwierdziłem, że pora na chwilę uciec. Zostawiłem telefon i wszystko, przez co można się ze mną skontaktować w domu i poszedłem przed siebie. Wylądowałem na plaży. W gruncie rzeczy, mogło tak być. Kawałek drogi stąd widziałem ciekawe ruiny, w których jeszcze mnie nie było.
Jednak gdy wszedłem na plażę, wiedziałem, że ruiny musiały poczekać.
Podszedłem do Lily Satine Flannery we własnej osobie. Nie usiadłem obok, tylko patrzyłem z góry.
- Ty chyba poważnie zwariowałaś - mruknąłem. - To ja zbieram za ciebie karę, a ty nawet nie potrafisz uciec z Vegas?
Can you save my bastard soul?
Offline
Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Skuliłam ramiona i niepewnie podniosłam na niego wzrok.
- Co ci Hans zrobił? - Przełknęłam gulę w gardle.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Schowałem dłonie do kieszeni. Zacisnąłem jedną dłoń na paczce papierosów.
- Jeszcze nic. Ale zrobi, bo mam przeciwko sobie Casamira i Charlotte. Kwestia czasu, naprawdę. - Przewróciłem oczami.
Can you save my bastard soul?
Offline
Kiwnęłam głową. Musisz działać szybciej, Lily.
- Nie chciałam by tak wyszło - odparłam nieco załamana myślą, że Ben oberwie. On ci pomógł.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Wyciągnąłem paczkę z kieszeni, a z niej papierosa i odpaliłem go.
- Bywa - powiedziałem obojętnie, gdy już wydmuchałem dym. - Tylko mogłabyś uciec, zamiast łazić po Vegas, gdzie jest główna siedziba, cholera - mruknąłem spokojnie.
Can you save my bastard soul?
Offline
- Wiem, Ben - przytaknęłam, wzdychając. - Myślisz, że nie próbuje się stąd wydostać? Uciec, zapomnieć o was? - Opuściłam wzrok. Zaczęłam bawić się piaskiem. Zimne kamyczki co jakiś czas przeskakiwały z dłoni do dłoni. - Staram się - odparłam zdesperowana. - Od kilku tygodni polegam tylko na sobie. To nie jest proste, ale się staram.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Zaciskam dłoń w pięść. Cholera jasna. Dlaczego nie wybrałem sobie innego miejsca na spacer? Musiałem trafić na wariatkę. Powinienem iść i powiedzieć Fapikowi lub Hansowi, że ją spotkałem. Albo ją tam zaprowadzić.
Generalnie wiele rzeczy powinienem zrobić.
- Czego potrzebujesz? - Zapytałem, zaciągając się.
Can you save my bastard soul?
Offline
Zaśmiałam się nerwowo, kręcąc głową. Czy on mi właśnie oferuje pomoc?
- Ben... Już i tak dużo pomogłeś. Nie wydałeś mnie... - Spojrzałam na niego. Dlaczego tego nie zrobił? - I za to jestem ci ogromnie wdzięczna.
Nie powinieneś nawet ze mną rozmawiać - prychnęłam. - Gdyby cię zobaczyli... - Pokręciłam głową. Dobrze wiem, że Hans jest nieobliczalny.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Przewróciłem oczami. Dopaliłem papierosa i rzuciłem go w stronę fal.
- Mówiłaś, że musisz radzić sobie sama i przydałaby ci się pomoc. - Uniosłem brwi przenosząc na nią wzrok. - Potrzebujesz, czy nie?
Chyba zwariowałem.
Can you save my bastard soul?
Offline
Szybko się podniosłam i stanęłam przed mężczyzną
- To szaleństwo - stwierdziłam, patrząc na niego z bałaganiem. Wiedziałam jednak, że długo sama nie pociągnę. Ktoś musiał mi pomóc.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
- Coś tam o szaleństwie wiesz, no nie? - Mruknąłem. - Szaleństwo. Robię to, co uważam za słuszne.
Patrzę na niebo. Słońce już praktycznie schowało się za horyzont.
Can you save my bastard soul?
Offline
- Nie jestem szalona - zastrzegłam, unosząc ręce w geście obronnym. - Zaraz... Co wam Hans powiedział, gdy wsadził mnie do psychiatryka?
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Wzruszyłem lekko ramionami.
- Nie bardzo mnie to wszystko obchodziło. Mało co mnie obchodzi w tej sekcie. Po prostu robię swoje i czekam na zyski. - Wyciągam kolejnego papierosa i niezapalonego obracam w dłoni. - Zapamiętałem tylko, że jesteś wariatką i cię zamknęli w psychiatryku. - Uniosłem brew, spoglądając na nią. - A jaka jest twoja wersja wydarzeń?
Can you save my bastard soul?
Offline
Machnęłam ręką, domyślając się reszty.
- Niech zgadnę, szalona waritaka, która zapragnęła sprawiedliwości, chcąc wydać każdego w sekcie. - Spojrzałam na niego przenikliwie. - Moja wersja wydarzeń? Proszę cię, Ben. Kto mi uwierzy. - Zaśmiałam się sucho. - Moje słowo przeciwko słowu Hansa. - Pokręciłam głową. - To nie ma sensu. Nie przepadasz za mną, w sumie za Hansem też. Wątpię byś mi uwierzył, ale co ja mogę innego zrobić. - Wzruszyłam ramionami i stanęłam wprost przed nim. - Chcesz mi pomóc? Okej. Skontaktuję się z tobą wkrótce - oświadczyłam, czując jak wszystko zaczyna mnie przerastać. - Teraz muszę przemyśleć. Mam taki mętlik w głowie, że nawet sobie nie wyobrażasz co teraz muszę czuć. - Wyrzuciłam ręce w górę, a następnie się odwróciłam, odchodząc. Zimny piasek drażnił moje bose stopy, a wiatr przyklejał włosy na mokrą twarz. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zaczęłam płakać.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Kiedy odeszła, odpaliłem papierosa i ruszyłem w stronę ruin. Nie wiem, dlaczego to wszystko robiłem.
Dobrze wiesz.
Wzdrygnąłem się lekko. Widocznie lubię towarzystwo wariatów.
Can you save my bastard soul?
Offline
Usiadłem z Elise na piasku.
- Jak ci minął dzień?
" J’ai fait un peu de bien, c’est mon meilleur ouvrage."
Offline
Cały czas myślałam o misji. Zamrugałam powiekami.
- Dobrze, gadałam sobie wczoraj z Ester. - Uśmiechnęłam się. Potarłam skroń. - A dziś... Nic szczególnego się nie działo.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
-Chwila. Rozmawialas z Ester? -zapytałem zdziwiony
" J’ai fait un peu de bien, c’est mon meilleur ouvrage."
Offline
- No tak - potwierdziłam i zachichotałam. Wzruszyłam ramionami. - Sorry, kobiece tematy - parsknęłam śmiechem widząc jego minę. - Ale żeś zbladł, kocie.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline