Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
Wszystkie informacje o nas spłonęły. Ale właśnie tak było. Mieliśmy być niewidzialni. Nikt miał o nas nie wiedzieć. Wszystko... wszystko obracało się w nicość.
- Mogę ci zadać pytanie? - Uniosłam brew. - Dosyć... dziwne.
Family don't end with blood
Offline
Obrzuciłem ją uważnym spojrzeniem i jedynie rzuciłem:
- Pewnie. - Ale czego Marie by chciała się dowiedzieć?
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Zastanawiałeś się kiedykolwiek nad odejściem od tego całego gówna? Ostatnio jesteś... jakby spuszczano z ciebie energię - zauważyłam. - Żeby nie było, tylko pytam. - Wszystkie kartki były już popiołem.
A my byliśmy bezpieczni.
Family don't end with blood
Offline
Zacząłem rozsypywać popiół wokół, zastanawiając się nad słowami Marie. Odejść? Zostawić to wszystko...?
- Nie wiem, Marie - odpowiedziałem całkowicie szczerze. - Próbuje się ogarnąć, ale jak widać nie wychodzi. - Wzruszyłem ramionami.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Podniosłam na niego wzrok, a później znów zerknęłam w popiół.
- Przydało by ci się coś dłuższego. Cokolwiek. Wyjazd na jakieś wyspy, do innego miasta... tak się nie da pracować. Musisz odpocząć, Cas. Powinieneś dostać karteczkę z napisem "pracownik wielu lat" czy coś w tym stylu. Zwykle wtedy jest urlop. - Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - Poważnie. Wyglądasz... dobra, wyglądasz wspaniale i tak dalej, ale w środku jesteś popsuty.
Family don't end with blood
Offline
Pokręciłem głową, mimo iż wszystko co powiedziała, było prawdą. Kiedy zdążyła mnie tak przejrzeć?
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Od misji mam dwa tygodnie wolnego. To i tak za dużo, jak na moje stanowisko. - Prychnąłem.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Jebać stanowisko. Hans sobie radzi. Mogę z nim nawet porozmawiać. - Machnęłam ręką za siebie. - Zmieniasz się w pracoholikaa. - Zanuciłam.
Family don't end with blood
Offline
- Gdybym nim był, to nie brałbym tego wolnego. - Prychnąłem. - Marie, pozwól mi się zająć swoimi problemami. Mogę ci obiecać, że gdy tylko się ich pozbędę - wrócę do formy.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Problemy nie znikną same z siebie. - Parsknęłam. - Ale jak chcesz. W razie czego masz do mnie numer i resztę komunikacji. O, i jeszcze wiesz gdzie mieszkam. - I... ogień dogasał. - Misja zaliczona.
Family don't end with blood
Offline
- Dobrze o tym wiem. - Niemal warknąłem. - Dlatego zrobię wszystko, co w mojej mocy, by już nie stawały mi na drodze. Dziękuję Marie za wszystko, ale już czas na mnie. - Wywróciłem oczami i wolnym krokiem odszedłem.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Cześć Cas - powiedziałam i ruszyłam w przeciwną stronę ulicy, z lekkim niedowierzaniem.
Coś było naprawdę nie w porządku.
Family don't end with blood
Offline
Wszedłem pijany nad ranem do mojego mieszkania. W ręku trzymałem jabłko w połowie zjedzone. Otworzyłem drzwi i wtoczyłem się do środka. Stanąłem w drzwiach sypialni, rozejrzałem i zamyśliłem się. Był tu bałagan. Wydawało mi się, że jak opuszczałem je, był mniejszy. Ugrupowanie,łem jabłko i powiedziałem do siebie.
- Fuck- uświadomiłem sobie, że ktoś się włamał do mojego domu. I że ktoś zabrał wszystkie papiery schowane w szafie. - fuck fuck fuck fuck.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Minęło parę tygodni, odkąd włamano się do mojego mieszkania. Wciąż pracowałem przy sprawie, jednak dowództwo oddano drugiemu zespołowi, który został przysłany na następny dzień wraz z nowymi kopiami danych. Jedyną ocalałą, zarówno przez moją jak i włamywaczy była teczka, której o mało nie wyrzuciłem do śmieci. Była jedną z najwiąkszą liczbą danych. Wpatrywałem się w dołączone zdjęcia. Każde było podpisane:
SPRAWA LEGAMI LIBERTA: PODEJRZANA
To była ona. To z pewnością była ona. Nie mógł sie oprzeć pokusie, by przewrócić na pierwszą stronę. Znowu. Było na nim największe zdjęcie, wykonane kamerą CCTV. to była ona.
Przesunął palcami po wydrukowanych pod spodem literach.
Charlotte Jensen
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Nie bała się. Albo bardzo dobrze to ukrywała. Wyglądała, na zaciekawioną całą tą sytuacją. Wszystko jej wyjaśniłem, łacznie z ochroną jaką daje FBI. Opróżniłem już pół butelki wina, ona chciała pić jedynie wodę z cytryną. Gdy skończyłem mówić nastała chwila milczenia, w której trwały piosenki, które puściłem losowo ze spotify.
- A więc?- spytałem z nadzieją próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Nie- wyglądał, jakby nie zrozumiał- nie. - powtórzyłam kiwając głową na boki.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Ale... Ale jak to, będziesz mogła być wolna, otrzymasz nową tożsamość, nową pracę, będziesz mogła z tym skończyć, wystarczy, że zdradzisz mi kilka informacji, jeżeli będziesz chciała coś zachować, okej. Zrozumiem- błagalnie na nią spojrzałem.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Oczy mnie zapiekły.
- Nie mogę. Wasza ochrona mi na nic, naprawdę. Już kiedyś próbowałam i cudem zostałam przy życiu, z resztą, nie chcę narażać życia innych. - podeszłam i uklękłam przy nim. - proszę, wróć do swoicn, zostaw tę sprawę.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Charlotte, proszę- powiedziałem błagalnie, lecz po chwili sobie uświadomiłem swój błąd. Dziewczyna odsunęła się ode mnie.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Oh, czyli nawet to już wiesz. - Jaxon wstał, wyjął jakąś teczkę z szafki i mi ją podał.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- W środku jest wszystko, co wiem, co wiemy na twój temat. Jeżeli nie chcesz ochrony, no dobrze, jedyne o co cię proszę w takim razie to wskaż, które infromacje są prawdziwe. Żeby w razie czego można było się z tobą skontaktować.- widząc, że do niej nie docieram, zmieniłem taktykę- albo zrób to dla mnie. Nie chcę znać samych kłamstw, o ile to są kłamstwa, o tobie. - usiadłem obok niej, podając jej czerwony marker.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Nie wzięlam go od niego.
- Nie chcę tego czytać- poczułam jak szklą mi się oczy. Oni mogliby wszystko naprawić. Wyciągnąć sprawiedliwość. Odłożyłam teczkę na bok. Spojrzałam na Jaxona i objęłam jego twarz dłońmi. Chwilę gładziłam go po policzkach badając wzrokiem jego twarz. - Jaxonie, obiecaj mi jedną rzecz. Obiecaj, że zostawisz tę sprawę w spokoju i wrócisz do domu- spojrzałam w jego intensywne, prawie czarne oczy. W nastrojowym świetle jego mieszkania zdawały się błyszczeć jeszcze intensywniej niż zwykle. Poczułam, jak coś mnie ściska w dołku. Tylko bez zaangażowania. Nie popełnij tego błedu. Znowu.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Nie powinienem tego robić. Nie wolno zadawać się z podejrzanymi i osobami związanymi z daną sprawą. A jednak. Pozwalałem jej na to co robiła. A nawet, ze jeszcze więcej.
Wpiłem się w jej usta. Jej ciało było zaskakująco zimne. Zimne i przyjemne. Nie odsunęła się, natomiast powoli, niepewnie wsunęła swoją rękę w moje włosy. Dotknąłem jej twarzy, jej szyji, jej obojczyków, ramion, piersi, bioder. Nasze oddechy przyśpieszyły, czułem jak jej puls szaleje. Całowaliśmy się do utraty tchu, potem nawet nie zauważyłem, jak znaleźliśmy się w sypialni. Jak czułem od niej desperacką wręcz potrzebę bliskości. Jak moje pocałunki zaczęły schodzić niżej i niżej. Jak mierzwiła moje włosy. Jak pozbyliśmy się naszych ubrań. Jak była delikatna, ale i stanowcza. Jak złączyliśmy się w jednym uścisku. Jak pierwszy raz od dawna, poczułem tę iskrę w sercu.
Ostatnio edytowany przez Jaxon Knight (2017-08-18 01:02:33)
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Wiesz co?- powiedziałam, gdy było po wszystkim, a nsze oddechy powoli się uspokajały. - Jesteś taki piękny- opierałam się na łokciu, drugą ręką gładziłam jego włosy. Nie mogłam się powstrzymać. Widząc rozbawienie w jego oczach szybko dodałam- Naorawdę, masz coś takiego w swojej twarzy, że mam straszną ochotę cię malować- zaśmiałam się. - Mógłbyś być moją muzą - dodałam lekko zadziornie.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Pocałowałem ją w nadgarstek.
- Doprawdy?- uniosłem brew. - Jesteś artystką?
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Poniekąd. W wolnych chwilach. Na co dzień zajmuję się czyms nieco innym- powiedziałam to w taki sposób, by nie pytał o więcej. Dlaczego to zrobiłaś? Przestań. Wyjdź stąd i wyjedź. Przestań. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Przez cały ten czas gładziłam jego włosy. Gdy zasnął wstałam, ubrałam się i podniosłam teczkę. Nie wiem czemu, ale otworzyłam i czytałam
wszystko od końca. Zupełmie, jakbym się bała tego, co bedzie na pierwszej stronie. Zaczęłam skreślac czerwonym mazakiem błędne informacje.
Oskarżenie- korelacja z Legami Liberta- prawda
.
Wykształcenie- prawda
.
Miejsce pochodzenia- Seattle- skreślone
.
Miejsce zamieszkania- już niedługo będzie nieaktualne
.
Rodzina- wszyscy zginęli w wypadku samochodowym wiosną, w drodze do San Francisco- skreślone
.
Data urodzenis- 1. 01. 1990- skreślone
.
Wiek- 27 lat- skreślone
.
Imię i Nazwisko- Charlotte Jensen- skreślone.
.
- Mówiłam ci, byś mie przywiązywał takiej wagi do imion, bo to i tak nie ma sensu- mruknęłam do niego smutno patrząc się na moje zdjęcia z okresu studiów. Wzięłam jedno z nich. Spał zbyt głęboko, bym mogła go obudzić. Pocałowałam czoło Jaxona jak najdelikatniej. Zaciągnęłam się jego zapachem, dotknęłam ostatni raz jego włosów, starałam się zapamiętać każdy szczegół jego twarzy. Odłożyłam teczkę i marker na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu leżałam obok niego. Wychodząc z sypialni ostatni raz się odwróciłam.
- Żegnaj Jaxonie Knight. - szepnęłam smutno i wyszłam z domu na ulice miasta skąpane we wschodzącym słońcu.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Strony: Poprzednia 1 2