Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Stwierdziłam, że lepiej będzie najpierw zajrzeć do domu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że biegnę, dopóki się nie zatrzymałam pod domem łapiąc z trudem powietrze. Kilka głębokich oddechów i już byłam cicho. Podeszłam do okna. Potem do kolejnego... Ktoś otworzył drzwi. Roxanne wybiegła za córka, jednak odwróciła głowę i powoedziala coś do kogoś. Do Casimira.
Zapewne nie miałam dużo czasu. Wlazłam przez uchylone okno do środka i rozejrzałam się kontrolnie. Usłyszałam jak mężczyzna zamyka drzwi za kobietą. Zacisnęłam zęby i ruszyłam w tamtym kierunku.
Jego oczy otworzyły się szerzej z zaskoczenia. Nie marnowałam czasu.
- Gdzie są Stiles i Dean!? To twoja wina! Odkąd się tu pojawiłeś wszystko zaczęło się sypać! - powiedziałam oskarżycielsko i rzuciłam się z paznokciami do jego twarzy.
Miałam ochotę zrobić mu krzywdę. Tak jak on skrzywdził Stilesa, mamę i mnie. I wiele innych osób.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Miałem nadzieję, że sytuacje z ostatnich kilku dni staną się przeszłością, wybiorę się z Roxanne na kolację, a Elise zniknie. Jednak ten koszmar nadal trwał, a właściwie stał przede mną.
- Nie masz prawa tu przebywać. - Mój ton był ostry, nie zamierzałem jej pobłażać, zwłaszcza po tym, jak jej paznokcie zaatakowały moją twarz. Odepchnąłem ją od siebie, rzucając groźne spojrzenie. - Masz natychmiast opuścić ten budynek.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Prychnęłam, stając prosto. Jednak jego ton przeszły mnie aż do kości.
- To jedyne co masz do powiedzenia?! - spytałam oburzona, unosząc ramiona.
Bałam się znów na niego rzucić, choć czułam, że przy kolejnej fali frustracji strach minie.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Do ciebie? Owszem - odparł groźnie, przeszywając młodą nieprzeniknionym spojrzeniem. Czuł napierającą ze wszystkich stron złość, której tak bardzo nie chciał ulec. Dziewczynka doprowadzała go do szału. Elise to robiła. Hans. Każdy mieszkaniec tej wyspy. Czy tutaj nie było choć chwili wytchnienia? Wyspa, wolność i raj na ziemi okazała się jedynie zwodzącą metaforą. - Wynocha.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Zadrżała mi dolna warga.
- WYOBRAŻASZ SOBIE CO MOJA MAMA PRZEZ CIEBIE PRZECHODZI? - wykrzyczałam sfrustrowana. - Nie! Nie masz o tym pojęcia i cię to nie obchodzi. A jesteś w stanie raz, choć jeden, jedyny, pieprzony raz pomyśleć nie o sobie, a o kimś innym? Stiles gdzieś z nikną! Dean też... Ale... - Zacisnęłam na chwilę zęby. - Naprawdę nic cię nie obchodzimy...? - spytałam, w końcu wyrzucając to z siebie. Zapewne nie chciałam słyszeć odpowiedzi, ale nie mogłam już znieść tego, że wciąż miałam głupią nadzieję. Stiles naprawdę miał rację co do niego, lepiej było o nim nie pamiętać. - Nigdy nie pomyślałeś o nas...? O tym jak się czujemy, jak wyglądamy, kim się stajemy? - pytałam coraz bardziej dociekliwym głosem, wlewając w swoje słowa dużo żalu i goryczy.
Wciąż patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, przerażona faktem, że patrzę w dokładnie takie same oczy jak sama miałam.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Wystarczył jeden ułamek sekundy, aby dostrzegł coś więcej w jej oczach. Błysk, nieugięty i walczący. Poczuł, jak czekolada go wciąga, a chwilę potem...
- Dziecko? Cholera jasna, będziemy mieć dziecko!
Radość rozpierała go od środka. Emanujące fale szczęścia nie pozwalały na jakikoleiek postój. Wędrowały od pomieszczenia do pomieszczenia, krzycząc w niebogłosy. Już za dziewięć miesięcy, tak okrutny a zarazem piękny świat, miała ujrzeć mała istotka. Być przy pierwszym wdechu, uśmiechu, płaczu. To było marzenie każdego ojca.
Jego marzenie. Casimir chodził uśmiechnięty od ucha do ucha. Nawet nie starał się ukrywać tej informacji. Jego życie pierwszy raz od dawna nabierało kolorów. Miał mieć dziecko z Elise, z miłością swojego życia.
Ocucił go ponowny krzyk dziewczynki. Wzdrygnął się. To co zobaczył, co odczuł było zbyt realistyczne, aby okazało się kłamstwem. Adelaide sprawiła, że ukryte w głębi wspomnienie wreszcie ujrzało brzeg. Pytanie pozostawało jedno: czemu tego nie pamiętał?
- Nie rozumiesz - dodał spokojniejszym tonem, starając się zachować opanowanie. Był wybitny z rytmu, nie wiedział co mówić. Jak ją uspokoić, by dłużej nie krzyczała. - Moja żona niedługo wróci, a ty opowiadasz niestworzone historyjki. Nie możesz cały czas zmyślać.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Naplułam mu pod nogi, mijają co i kierując się do drzwi, które były za nim.
- Tylko tyle chciałam wiedzieć - powiedziałam z obrzydzeniem. - Idę szukać brata, bo ktoś musi, ale nikomu się nie spieszy - każde słowo wypluwałam z siebie z jadem i żalem do niego, choć być może było go za dużo... Mniejsza, należało mu się. - Próbowałam przekonać kiedyś Stilesa, że nie jesteś zły. On od zawsze twierdził, że jesteś nikim - nagle ściszyłam ton głosu. Zwęziłam oczy. - Ale nie ja. I nie wiem czemu się tak upierałam, skoro widziałam, jak mama na mnie patrzy, jak czasem się wzdryga gdy zbyt długo patrzyła mi w oczy i jak stanowczo milczy na twój temat. Ale teraz żałuję, że nie słuchałam nikogo - prychnęłam. - Żałuję, bo nie byłabym przynajmniej rozczarowana. Ta wyspa to piekło, które pomogłeś nam zafundować. Mam nadzieję, że jesteś z tego dumy. Pewnie niedługo wszyscy zginiemy - stwierdziłam i wybiegłam z domu, poprawiając plecak na ramionach. Ochłodziło już się, od morza wiała nocna, ciepła bryza.
Odetchnęłam głęboko, coraz bardziej oddalając się od oświetlonego centrum i zostawiając wszystko za sobą. Nie wrócę tu bez nich. Idę po was chłopaki.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Strony: 1