Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
- Zrobili ci pranie mózgu? - zapytałem.
Masz w sobie namiastkę tego tyrana. Zabił milion ludzi, swoich przyjaciół, krew na jego dłoniach mówiła sama za siebie.
- Nie jestem nim, zapamiętaj to. Wydostanę nas, zamknij oczy, wstrzymaj oddech - mruknąłem szybko.
Chciałem jak najszybciej, aby nam uwierzyli w kłamstwo, aby to wszystko się udało i żebyśmy wrócili do domu.
- Przepraszam, Stiles - dodałem na końcu i uderzyłem go w twarz, co wyglądało na dosyć mocne, ale mimo wszystko nie było.
Grałem na zwłokę, Arwell kiedyś tego uczył.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Widowisko wydało głośny okrzyk, cholera. Oni zachowywali się, jak zwierzęta. Starałem się zignorować ból oraz prawdopodobnie złamany nos, wiedziałem, co robił. Pod publikę. Udawać padlinę, by przeżyć. Te wszystkie durne nauki Arwella wreszcie nabrały sensu.
Krew napłynęła mi do buzi, gardło wypełniło się metalicznym posmakiem. Oczy zaszły mi łzami, a mimo to byłem w stanie dostrzec pędzącą włócznię, wprost w plecy Deana. Podniosłem ociężałe nogi i kopnąłem chłopaka prosto w brzuch, odpychając go na bok, aby włócznia zatrzymała się, gdzieś indziej niż jego płuca. Wstrzymałem oddech, kiedy ugrzęzła w piachu, tuż w moim rozkroku. Przez moment myślałem, że i mnie dopadnie.
Offline
Zakrztusiłem się na kolejną krótką chwilę, próbując wziąć oddech.
- Masz refleks - mruknąłem z ulgą.
Nagle poczułem dym i...
- Japierdole, granat. - Leciał w naszą stronę.
Popchnąłem Stilesa do przodu, tak że wpadł na skałę. Zostałem z tyłu.
- Ile to ma trwać?!
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Skrzywiłem się, ostre krawędzie wbiły mi się w skórę. Miałem dość tej zabawy, jedyne co mnie obchodziło to nasze przeżycie.
Granat wziął się znikąd, był za blisko Deana, zbyt blisko.
- Dean! - krzyknąłem. - Biegnij, no dalej! - zawołałem, szaleńczo mu się przyglądając. Musiał zdążyć. Musiał.
Offline
Dym, kaszel... Huk. Odskoczyłem gdzieś na bok. Już nawet nic nie słyszałem. W uszach mi szumiało. Straciłem czucie. A oczy mi się zamknęły. Hans kazał ci żyć. Hans kazał ci żyć. A ty masz żyć dla Stilesa. Czułem jak oddech mi się zmniejsza. Bo mimo tego, że nic nie czułem, nie słyszałem żadnych krzyków oprócz głuchej ciszy to miałem świadomość. Swiadomość tego, że muszę żyć.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
- Jeden z was musi zginąć - powiedział nie przejęty niczym Shahazama.
W miarę możliwości podbiegłem do Deana, uniosłem jego głowę w górę.
- Stary - poprosiłem błagalnie. - Nie możesz mi tego zrobić, nie możesz odejść. Dean, do cholery! - Pacnąłem go w twarz. - Ty głupi debilu, obudź się. - W moich oczach zebrały się łzy, ale kiedy jego powieki drgnęły, były to łzy szczęścia. Odczułem ogromną ulgę.
Offline
Dzięki temu granatowi nie mogłem się w zasadzie w ogóle ruszać. Masz żyć zjebany dzieciaku. Słowa Hansa zawsze były motywujące. Starając się najbardziej jak mogłem, spróbowałem ruszyć palcem i uniosłem kciuka w górę, ale tak, że było to niewidoczne. Musiał grać dalej. Przedstawienie się nie kończyło, a mi brakowało powietrza.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, szeroki uśmiech. Niestety tę chwilę musial przerwać głośny łomot z naszej prawej strony. What the fuck?
Zmarszczyłem brwi, widząc dwie katany.
- Zwycięzca jest tylko jeden.
- On nam nie odpuści, Dean. Nie przestanie - przyznałem. Ta myśl zabijała mnie od środka. Spojrzałem ostatni raz w jego uchylone oczy. - Dobrze wiesz, że nie mogę na to pozwolić. Gdy tylko będziesz miał szansę, wiej. - Przytaknąłem głową. - Dasz radę, bro. Zawsze dawałeś.
Ociężale wstałem, podniosłem katanę w górę. Arwell je uwielbiał. Ta wyglądała na wyjątkową. Przekrzywiłem głowę w bok, przez chwilę się jej przyglądając. Dean wstawał, miałem zbyt mało czasu.
Złapałem ją obiema rękoma, tak jak uczył Arwell. Dokładnie tak samo. Ostry czubek stykał się z moim brzuchem, który gwałtownie przyspieszył. Niżej, jeszcze niżej. Według nauk wujka.
Uniosłem wzrok na Deana, pewien tego, co robiłem.
- W porządku, Dean. - Lekki uśmiech rozbłysnął na mojej twarzy, zanim zimny metal zmierzył się z ciepłymi wnętrznościami.
Chcieli zabawy. Dostali zwycięzcę skąpanego w krwi własnego przyjaciela.
Offline
Warga mi zadrżała. Po raz pierwszy od dawna nie byłem tak bardzo niepewien jak dzisiaj. Dasz radę, zawsze dawałeś. W porządku... Obiecał. Nie umrze, ale jeśli szybko czegoś nie zrobimy...
- WYGRAŁEM, ZJEBANY ARABIE - wypowiedziałem słowa, czując jak moje oczy robią się szkliste.
Po raz kolejny graliśmy na czas. Nie mogłem rozkleić się w momencie, gdy on mnie potrzebował. Bo zostaliśmy wystawieni na próbę.
- Wypuść mnie idioto. Masz czego chciałeś.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Stałem w zdumieniu. Każdy zabiłby, aby żyć. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, aż w końcu rozbrzmiały pierwsze brawa. Poszło zbyt gładko, śmierdziało podstępem.
- Do lochu z nim. Tamtego wyrzucić do morza.
Offline
Spojrzałem na niego przerażony. Miało być inaczej. Stiles, miałeś...
- Nie taka była umowa - mruknąłem.
Wściekłość, desperacja, chcesz go uratować. Shahazama podszedł do mnie. Ojciec zawsze mówił mi, że nie mogę go skrzywdzić, że to ma konsekwencje, ale w tym momencie o to nie dbałem. Po prostu podniosłem katanę, jednocześnie robiąc unik. Najpierw wymierzyłem cios w splot słoneczny. To go unieszkodliwiło. Na chwilę. Znów na chwilę, a potrzebowałem więcej czasu, bo te jebane Araby mnożyły się jak króliki.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Broe odciągnął martwego na bok. Oh, zamierzał go zrzucić z muru. Jeszcze lepiej. Jednak większą uwagę przykuł ten bachor. Wydałem pomruk niezadowolenia. Nie musiał czekać długo na odpowiedź. Lada chwila mój but znalazł się na jego szczęce. Nastąpił gwałtowny trzask, a potem upadek. W międzyczasie plusk.
- Do lochu - warknąłem, odchodząc. Oni mieli coś, czego ja pragnąłem.
Ostatnio edytowany przez Shahazama (2018-01-28 01:37:28)
Offline
A więc to tak się skończy... Nigdy nie wyjadę stąd, nigdy nie spełnię swoich marzeń, nigdy nie... Może po prostu byliśmy skazani na porażkę. Czy ojca będzie interesowało to, że zniknęliśmy? Czy zdąży zanim ten Arab nas całkowicie zabije?
- Uratuję nas - mruknąłem ostatkiem sił, zanim Shahazama wywlókł mnie do celi.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Strony: Poprzednia 1 2