Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Spacerowałam po centrum z swoim owczarkiem.
Offline
Jak ja nienawidzę tych cholernych tłoków. Usiadłem na ławce, czekając aż zjawi się ktoś z nowymi dokumentami, które jeszcze dziś miały być wypełnione. Spóźniał się.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Plecak ciążył mi na ramionach, a rozwiązane buty wcale nie pomagały. Zaraz się wywrócisz.
- Nie - mruknęłam i włożyłam ręce w kieszeń. Nie musiałam, jednak długo czekać, by sprawdziło się to o czym myślałam. Runęłam wprost przed jakimś mężczyzną na ławce. Cudownie, Damiano.
Offline
Odwróciłem się gwałtownie, gdy usłyszałem huk.
- Zawiąż buty i uważaj jak chodzisz. - Mruknąłem pod nosem zniecierpliwiony.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Zacisnęłam szczękę i podniosłam się z ziemi. Kolejne dziurawe spodnie do kolekcji. Westchnęłam i usiadłam obok mężczyzny. Zrzuciłam plecak obok i następnie zawiązałam buty. Spojrzałam na mężczyznę.
- Zły dzień? - Zazgryzłam wargę.
Offline
Szłam pośpiesznie starając wydostać się z centrum miasta. Było wczesne popołudnie, a musiałam wyjść z domu na to słońce. Było zbyt gorąco by żyć. Nagle usłyszałam za lewym uchem "bu!". Niestety nie było to wystarczające by mnie wystraszyć, jednak coś w moim środku drgnęło. Przede mnie wskoczył perkusista.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Skoczyłem przed nią by zagrodzić jej drogę.
- Widzę, że nie jesteś z tych, co łatwo przestraszyć?- zarzuciłem grzywkę na bok.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Na twoje nieszczęście nie. - odpowiedziałam lekko gburowatym głosem. Dzisiaj było wyjątkowo gorąco, a jeszcze wieczorem musiałam iść na bankiet.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Oho, widzę, że nie mamy dobrego humoru- dziewczyna przewróciła oczami. - Gdzie tak pędzisz?
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Jak najdalej od słońca i tych wszystkich ludzi- wskazałam ręką na chmarę ludzi wokół nas. Wpatrywałam się w jego oczy, były ciemne i głębokie i... Jakieś znajome, ale znikąd nie mogłam skojarzyć skąd je znam. - Zresztą, mam jeszcze dzisiaj sporo pracy, a i wieczór czeka mnie ciężki- westchnęłam. Jakoś od razu poprawił mi się humor gdy pojawił się w pobliżu.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Zauważyłem, jak jej twarz powoli łagodnieje.
- Mieszkasz w Las Vegas i nie przepadasz za ludźmi i słońcem? Współczuję. - powiedziałem szczerze robiąc przy tym minę niewinnego i szczerego dziecka. - Co takiego ciężkiego czeka cię wieczorem?
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Uśmiechnęłam się przewracając oczami na jego miny.
- Czeka mnie całonocny bankiet pełen głośnej muzyki, ludzi, oraz szczególnie pewnej osoby, której staram się unikać.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Pokaż mi ją, a zaraz, odstraszę natręta- zbiłem jedną dłoń w pięść i uderzyłem nią kilka razy o drugą, otwartą rękę.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Zaśmiałam się. Wyobraziłam sobie, jak walczy z Arwellem o moją godność. Nie sądzę, by miał jakieś szanse, choć na muzyka był dobrze zbudowany.
- Oh, nie sądzę by istniała aż taka potrzeba- nagle zobaczyłam jakąś nową budkę z lodami za rogiem do której ustawiła się nie mała kolejka.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Jakby co, to wiesz dzwoń, chociaż czekaj, nie chcesz się wymienić numerami telefonów- powiedziałem z lekką ironią. Nagle zauważyłem, jak jej oczy momentalnie się zaświeciły i starałem się odnaleźć wzrokiem punkt, w który się wpatrywała. Budka z lodami ze sporą kolejką, co najmniej 20 minut czekania. Ehh. - Chcesz jednego? - dziewczyna pokiwała twierdząco głową uśmiechając się na to, że domyśliłem się o co chodzi. - Chodź- westchnął em teatralnie i ruszyłem w stronę lodziarni.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Zajęliśmy miejsce w kolejce. Wzrokiem zaczęłam wyszukiwać smaki nad głowami ludzi stojącymi przede mną. Chłopak jednak wciąż zagadkowo wpatrywał się we mnie.
-no co? - spytałam z uśmiechem.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Powiedziałaś, że nie lubisz głośnej muzyki i dużej liczby osób. To dlatego nie przyszłaś wczoraj do baru?- starałem ukryć się lekki smutek i rozczarowanie w głosie.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- To nie tak- starałam się sprostować- po prostu coś mi wypadło. Akurat takie rzeczy lubię. Koncerty. Dobrą muzykę, głośną dobrą muzykę i tłum ludzi na koncercie. To akurat jest fajne.- zamilkliśmy na dłuższą chwilę w nie niezręcznej ciszy W końcu, po 25 minutach czekania nadeszła nasza kolej. Zdecydowałam się na potrójne czekoladowo śmietankowe z bitą śmietaną. Czekałam aż on zamówi, jednak zapłacił bez zamawiania swojej porcji. - Nie jesz?
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Nie lubię lodów- dziewczyna wbiła we mnie zamurowany wzrok. - boże, ty nie lubisz całej masy rzeczy- powiedziałem z uśmiechem. Odgarnąłem jej kosmyk włosów który prawie jej wszedł w lody. Kazała mi wziąć łyżeczkę i spróbować. Cofnąłem się do kasy i wziąłem małą fioletową szpatułkę. Spróbowałem się i skrzywił em. - nie, wciąż nie lubię, nienawidzę tej konsystencji.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
Na chwilę sparaliżowało mnie gdy odgarnął mi włosy patrząc przy tym w oczy.Charlotte, to się posuwa zbyt daleko. Widząc jak mu nie smakuje zapytałam.
- Jeżeli nie jesteś w stanie polubić lodów, to co ty lubisz?
Ostatnio edytowany przez Charlotte Jensen (2017-05-22 22:27:07)
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Ciebie- odpowiedziałem prosto. Zatrzymałem się przed nią mówiąc to i wpatrywałem w oczy. Ciemne, niebieskie, głębokie, niczym ocean podczas burzy, gdy jechaliśmy z rodziną do Japonii. Mimowolnie mój wzrok opadł na jej usta. Chciałem coś powiedzieć, jednak zanim wydobyłem jakikolwiek dźwięk dziewczyna mi przerwała.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
O nie. To idzie zbyt daleko. Spanikowana zerwałam kontakt wzrokowy. Chciał coś powiedzieć, jednak mu przerwałam. Odsunęłam się kawałek. Spojrzałam na zegarek.
- Przepraszam, muszę lecieć, oddam ci kasę za nie- wskazałam na lody.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Brawo Jaxon, jak ty wszystko umiesz spierdolić.
- Nie bądź śmieszna nie oddawaj- odsunąłem jej rękę z pieniędzmi.- Może cię podwieźć?- zapytałem z nadzieją.
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch.
Offline
- Akurat wybieram się w takie miejsce, gdzie nie będzie to akuratne, przepraszam- dodałam cicho i szybko wsiadłam w autobus, który na moje szczęście właśnie nadjechał. Usiadłam przymykając oczy i starając się nie myśleć o burzy czarnych włosów okalających jego twarz. Charlotte!
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline