Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Odwzajemnilem uśmiech.
Offline
- Pieprzony optymistą - stwierdziłam, patrząc znudzona w niebo. Zacisnęłam palce na kamieniu i opuściłam rękę. - A co miało by się niby zmienić? W sumie to nasza sytuacja jest beznadziejna, więc gorzej być nie może ale po Hansie to bić bie wiadomo. Więc pewnie jednak może być gorzej. - Zwiesiłam ramiona.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Bycie pesymistką. - Prychnąłem, udając ją. - Niee, myślałem o czymś głębszym. Coś jak obalenie Hansa, jego własna osobista porażka, która skaże go na straty. A my się uwolnimy z tego zadupia, bo nie będzie już ważny - wywnioskowałem. - W któryś dzień zakradnięcie się do jego biura i przeszukanie aktów, ma mnóstwo nagięć. Każdy potrzebuje zmian. - Tym razem ja podniosłem kamień z trawy i zacząłem go obracać w dłoni. - Chociaż... ty pewnie w to nie wierzysz, mam rację?
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
- Um... Chyba będę się już zbierać- odwróciłam głowę znowu patrząc na choinkę.
"You have no life, just this endless obsession."
Offline
Patrzyłem na dziewczynę.
-Odprowadzić Cię?
Offline
- Nie każdy. Niektórzy już ich nie potrzebują. W sunie mam w dupie co potrzebują inni. Wiem czego ja potrzebuje, a potrzebuję zgrabnej ekipy, która pomoże mi coś zrobić z tym syfem, wyłączyć chipy - powiedziałam cicho. Wzięłam głęboki oddech i wzruszyłam ramionami z założonym uśmiechem. - Ale byłam niegrzeczna w tym roku, więc święty Mikołaj nie przyjdzie.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Nie zapowiada się na to, dopóki nie będziesz mieć planu - stwierdziłem. - Adelaine, czyżbyś jak zwykle coś sugerowała? - Parsknąłem. - Mikołaj w tamtym roku obdarował bardzo hojnie naszego znajomego Aleksandra. W tym roku komuś się znowu poszczęści - wyrwało mi się.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Uniosłam wysoko brew.
- Czyżby twój ukochany ojciec, przyszykował dla mnie krzesło i sznur? - zapytałam sarkastycznie. - Oby krzesło było z prawdziwego drewna, a sznur miał jakieś ozdobne motywy, bo inaczej będę zmuszona nie przyjąć prezentu - oznajmiłam z ironią.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami
"You have no life, just this endless obsession."
Offline
-To chodź.-Wziąłem ją za rękę i wyprowadzilem z wigilii.
Offline
Otworzyłam szerzej oczy patrząc na nasze dłonie. Spięłam się trochę ale nic nie powiedziałam ani nie zrobiłam, patrzyłam pod nogi. Szliśmy tak w milczeniu.
"You have no life, just this endless obsession."
Offline
Rozejrzałam się po sali szukając Lucy. Podbiegłam do Stilesa.
- Wiesz gdzie jest Lucy? - spytałam zdenerwowana
The rest is silence.
Offline
Otarłem dłonią czoło i przeniosłem nieprzytomny wzrok z ponad gitary na osobę stojącą przede mną.
- Nie najlepiej się czuła - odparłem, a moje oczy pobiegły ku brzegom wody. - Sprawdź w domu.
Offline
- Pójdziesz ze mną? Powinniśmy iść wszyscy. - nerwowo patrzyłam na dłonie - Z mamą nie jest najlepiej. Straciła przytomność.
The rest is silence.
Offline
Spojrzałem na nią z politowaniem.
- Przytomność? - Prychnąłem. - Może kolejna ciąża, co? Chris się już znudził i został rzucony na boczny tor? - Pokręciłem głową. Uniosłem wyżej gitarę, zaczynając pociągać za losowe struny. - Dzięki Eriko, nie chciałbym jej oglądać. Mam do wykonania coś ważnego, niż ślęczenie przy kobiecie, która nie zasługuje na miano matki. - Przełknąłem gulę w gardle. Dlaczego robiła nam to wszystkim? Nie potrafiła nad sobą zapanować? Nie chcę jej znać.
Offline
- Nie jest w ciąży, ma raka, a ty nawet teraz nie możesz do niej pójść. Lucy miała rację wolisz sektę niż swoją prawdziwą rodzinę. - odwróciłam się na pięcie mając zamiar iść szukać Lucy jednak szybko zmieniłam zdanie. - Dzięki nim skończymy tak jak twój i Lucy tata. Przestań nas traktować jako problem, bo to sekta jest problemem. Jak zmienisz zdanie co do TWOJEJ RODZINY - podkreśliłam tę słowa - to wiesz gdzie nas szukać. - Odwróciłam się i pobiegłam w stronę domu Lucy
The rest is silence.
Offline
- W tym wymyślił coś nowego "do zbawienia". - Zrobiłem cudzysłów w powietrzu, zastanawiając co ten człowiek chce w tym roku.
Jego pole do manewru było ogromne, mógł równie dobrze zesłać na nas tubylców.
- A jak twoja mama? - zapytałem, próbując zmienić temat.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Moja dłoń znieruchomiała, w jednej chwili nie wiedziałem, co zrobić. Rak? To było w ogóle możliwe? Hans miał najlepszych ludzi na świecie. Rak to kolejny wymysł Ester, nie potrafi nikogo utrzymać przy sobie, więc zmyśla kolejne bajki. Mimo to, nadal nie ruszyłem się z miejsca. Stałem, jakby będąc z kamienia. Miałem szacunek do Eriki, czemu miałaby mnie okłamać hę?
Usiadłem na ziemię, oblewając twarz zimną wodą. Dobrze wie, że nienawidzę Sekty, a tym bardziej Casimira.
Offline
Wywróciłam oczami.
- Serio? Chcesz się wymigać od gadania o swoim moją matką? Cios poniżej pasa. - Pokręciłam rozbawiona, a zarazem zniesmaczona głową. - Jak masz ochotę się dowiedzieć, to sam się jej spytaj. Widziałam ją jakieś 2 dni temu, i żyła - bąknęłam.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Czyli... nie wróciłaś do domu - stwierdziłem. - Wszystko obraca się wokół Hansa, zła, które wyrządził i krnąbrnego syna. Także to taka podstawa. Normalni ludzie rozmawiają o szkole i swoich problemach, a nie śmierci i potępianiu. - Parsknąłem, kręcąc głową. - To porąbane, Ad.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
Kiwnęłam głową.
- A czy my jesteśmy normalną młodzieżą? - prychnęłam z sarkazmem. - Może jak się wyrwiemy, to będziemy mogli być normalni. - Wzruszyłam ramionami. - Chyba musimy wracać, no nie? - Wskazałam w stronę świątecznego syfu. - Mam nadzieję, że Stiles przestał grać Last Christmas, a jak nie to osobiście coś mu zrobię. - Wstawałam na Deana. - I tobie też.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Zauważyłem, że każdy zaczął zbierać się przy stole, a Ester z Chrisem wciąż nie wrócili. Zacząłem się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Miałem zamiar nawet się wrócić i sprawdzić, co się naprawdę wydarzyło, ale nawoływania od stołu mnie zmusiły, aby zostawić to na później. Z głośnym westchnieniem ruszyłem do kółka wzajemnej adoracji.
Offline
- Tak wyszło, to jego ulubiona desperacyjna piosenka. - Spojrzałem z daleka na chłopaka, który jakby czekał na ten jedyny cud świąteczny. - Dobra, idziemy pod scenę. Hans będzie tu lada chwila.
Son of a bitch wyraża wszystko
Offline
No tak, ci najważniejsi przychodzą na końcu. Trzeba podtrzymywać tradycję, czyż nie? Wspaniałe wyspiarskie gierki, w które bawił się ten głupi dzieciak mogły doprowadzić nas wszystkich do osobistych porażek. Czas wprowadzić coś nowego w życie. Powstałem od stołu, a za mną Marie. Dean tego nie zrobił. Rowena się wahała, ale z góry wiedziałem, że mnie posłucha. Taki mały wierny piesek. Przez to nie rozumiałem dlaczego to ten idiota ma w przyszłości zająć moje miejsce.
- Moi drodzy - zacząłem. - To wspaniały czas podczas, którego gromadzimy się, aby być razem i spędzić go z najbliższymi. Zanim zaczniemy modlitwę za Casimira, który nie mam pojęcia co robi w niebie, chciałbym wspomnieć o paru rzeczach - odparłem z naturalną sztucznością w głosie. - Wielu z was myśli, że nie żyje. Do tej pory. Prawda jest taka, że... cóż, utrzymujemy kontakty. Dobre kontakty dzięki pewnej kobiecie, która się nim zajęła. Potrzebował odpoczynku, a wcześniej chciał odejść z sekty. Najlepszym pomysłem było oczywiście wyjechanie. My to zrobiliśmy, a dzięki temu ten człowiek powrócił ze zdwojoną siłą. Jest szczęśliwy, tego nie trzeba udowadniać. Casimirze, Roxanne, zapraszam do stołu. - Poczekałem chwilę, aby mogli zająć miejsce obok mnie i Marie.
Spojrzała na mnie tym samym wzrokiem co sprzed kilkunastu lat. Ale to był jej problem.
- Wszystko odbywało się w ścisłym i określonym czasie. W tajemnicy, bo on potrzebował odcięcia. Normalnego życia. Mam nadzieję, że okażecie swoje zainteresowanie i przywitacie się po latach - dodałem na końcu, patrząc na co niektórych. - O, no i nowa zasada. Za złamanie jednej z zasad, każdy może dostać zaproszenie do dołączenie do koła fortuny. Oczywiście, śmierci, sami rozumiecie. Nie możemy pozwolić, aby paskudna populacja się nam rozwijała. - Spojrzałem na Sydney, Tobiasa i resztę perfidnego rodu Violence. - To koszmarne, ale... czasem jest lepiej, czasem gorzej, a czasem nawet śmierć, niczego nie wykluczając. Pod choinką jak zawsze możecie zostawiać dla siebie wzajemnie prezenty, a tymczasem zapraszam na koncert Stilesa i Deana, którzy na pewno się napracowali. Życzę wesołych świąt.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Wyszedłem zza sceny z Roxanne u boku. Nie miałem pojęcia, czemu aż tak wiele nieznajomych twarzy siedziało przy tym stole. Zignorowałem nieznaczne spojrzenia innych i zasiadłem obok, tam gdzie powinienem być od zawsze.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline