Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Kolumna przygniotła mi nogi. Ból był niewyobrażalny. Jakby ktoś wziął młotek i zaczął łamać każdą kość z osobna po kolei. Wszystko mnie paliło, krople potu spływały po czole, a ja mogłem jedynie krzyczeć.
Wokół zrobiło się szaro od dymu, na dole było więcej powietrza, ale widziałem, że Hans dawał ledwo radę.
- Uciekaj - wysapałem, choć sam starałem się zrzucić kolumnę z nóg. - To nic nie da, musisz uciekać. - Przymknąłem oczy. Spalenizna zdążyła już do mnie dojść. Odkaszlnąłem kilka razy. Tyle wspomnień zaczęło przewijać mi się przez umysł. Niemal jak upadek z dachu. Tylko tutaj już nic cię nie uratuje. - Hans, musisz mi coś obiecać. Cholera, Hans! - Złapałem go za nadgarstek, ciągnąc w dół. - Powiedz Elise, że przepraszam i... - To właśnie w tym momencie spadło coś z góry, coś co przygniotło mnie całkowicie. Nie miałem już siły utrzymać otwartych oczu, które z każdą chwilą zamykały się coraz bardziej...
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Spojrzałem na niego zszokowany.
- Nie - powiedziałem. - Kurwa, nie. - Puls sprawdź idioto.
Oddech stał się płytki, wszędzie było czuć dym, który parno wlatywał przez wszelkie okna. Po kolei - nie myślałem ile to zajmie. Jak będzie. Co będzie. On miał kurwa żyć.
- Cas, dawaj - mówiłem szybko, na nowo starając się go uratować.
Brak pulsu. Nie oddycha. Przełknąłem ślinę. To było chyba to zjebane uczucie.
- CHOLERA, CASIMIR - krzyknąłem załamany.
Musiałem go wyciągnąć. Musiałem. Jednak kolumny przyważyły go na amen. I kolejne szły w dół, a dym był coraz bardziej do wyczucia. Uciekaj. Powiedz innym, żeby uciekali.
- Wrócisz. Nie możesz. Rozumiesz? - Teraz chyba to była już desperacja.
Gdy kawałki dachu zaczęły spadać zacząłem biec. Po kolei. Włączyć alarm. Wszyscy uciekać.
- UCIEKAĆ - zacząłem krzyczeć do wszystkich ludzi z siedziby.
Paliła się.
- WSZYSCY NA ZEWNĄTRZ! - Zbiec, przeżyć, jak kurwa?
On nie żył.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Wybieglam z siedziby, zaraz po tym jak usłyszałam Hansa. Spojrzałam na siedzibę. Piękny ogień.
Offline
Przechodzilam koło sekty. Chciałam sie zobaczyć z Chrisem ale to co zobaczyłam... Siedziba... Zaczęła znika.
"JEŚLI NIE MASZ DO POWIEDZENIA NICZEGO MIŁEGO, MILCZ."
Offline
Nagle na korytarzu rozpętało się piekło. Te huki, byłam w drodze w tamtym kierunku, ale teraz wszyscy zbierali w dół, po chwili włączył się alarm.
Mój żołądek zacisnął się w stresie.
- Co się... Dzieje!? - spytałam bardziej sama siebie i zaczęłam kierować się w dół.
Szaleństwo. Rozpętało się piekło.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Stałam przed siedzibą i patrzyłam jak pięknie się pali. Chyba serio powinnam udać się do psychologa. Ciekawe co się stało.
Offline
Wybieglem z siedziby i zobaczyłem Ester. Pobiegłem do niej.
- Byłaś środku nic ci nie jest? - dziewczyna pokrecila tylko głową, a ja ja przytuliłem
Początek miłości to czas udawania, że wszystko, co ludzkie, jest nam obce.
Offline
Wybieglem z siedziby natychmiast gdy usłyszałem alarm. Stanalem w bezpiecznej odległości. To jest straszne. Cała siedziba się pali.
Offline
- Dami nie pierdol, musimy uciekać! - Wrzasnęłam na cały głos, gdy wszystko zaczęło się walić. - Cholera, to był zły pomysł ! Mówiłam ci! - I z całych sił pociągnęłam ją w dół.
"Szczerość, to ważna w swej prostocie i przydatności cecha, na którą stać tylko odważnych ludzi."
Offline
Stałam w kolejce po kawę gdy nagle wszyscy usłyszeli huk. Wszyscy wybiegli na zewnątrz, a ja wraz z nimi. Patrzyłam z otwartyni ustami jak z naszej siedziby wydobywa się gęsty, smolisty, czarnh dym.
L' esprit de l'escalier
Offline
Wybieglem tylnym wyjściem z budynku. Cały się walił i palił. Poszedłem przed główne wejście, do reszty osób. Rozrjrzalem się za Dami i Gaia. Zauważyłem je i podszedłem do nich.
-Nic wam nie jest?
Offline
Wybiegłem z siedziby jako jedna z ostatnich osób. Wyprowadziliśmy kogo się dało, wszyscy zebrali się na ulicy wraz z tłumem gapiów. Szukałem znajomych twarzy, Elise, Hans, Celia, Kordian... Gdzie jest Casimir? I gdzie jest Charlotte? Rozejrzałem się nerwowo, jednak nigdzie ich nie było, może wyszli innymi drzwiami. Ruszyłem w stronę Hansa.
People keep asking if I'm back and I haven't really had an answer...But now, yeah, I'm thinkin' I'm back!
Offline
Patrzyłem jak wszystko się wali. Szyby spadały, ściany leciały... a jego nie było.
- Mam nadzieję, że wzięliście wszystkich ze sobą, jeśli kogoś widzieliście - powiedziałem tonem, który wyrażał... właśnie, co?
Czułem tylko dziką desperację i coś czego nie potrafiłem opisać.
- Projekt, który był w zanadrzu planowany, właśnie się zakończył, a jednocześnie rozpoczął. Za równy tydzień nikogo tu nie będzie - odparłem trochę łamiącym się tonem.
Nie. Masz im pokazać, że może być bezpiecznie. Kurwa, nie może.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Podeszłam bliżej Hansa zaraz za Arwellem. Nigdzie nie widziałam Casmira. Czemu go nie widziałam? Musiał gdzieś być?
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
-A gdzie Casimir?-Spytałem rozgladajac się, ale nigdzie go nie zauważyłem.
Offline
Dokładnie przeszukiwałem twarze zgromadzonych o mało nie wpadając na Elise stojącą za mną.
- Oh, przepraszam cię, wiesz gdzie jest Casimir?
People keep asking if I'm back and I haven't really had an answer...But now, yeah, I'm thinkin' I'm back!
Offline
To pytanie musiało być zadane. Wiedziałeś, że zostanie zadane. Stukot serca był dziwny. Szybki, wolny, szybki, wolny. Ci wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco z tym pytaniem "Gdzie jest Cas?". To twoja wina idioto.
- Jego... - No dalej. - Kurwa - mruknąłem rozdrażniony, załamany.
Nie miałem pojęcia co powiedzieć.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Złapałam Arwella za ramię.
- Nie ma go - wyszeptałam, zdenerwowana rozglądając się. Panika ogarniała moje ciało. - Był w siebie. Rozmawiałam z nim. Gdzie on jest, do chlorery?!
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
To przez ciebie.
- Casimir nie żyje - oznajmiłem tak normalnie jak było mnie stać, czyli nijak.
Świetne uczucie, prawda? Pewnie tam PŁONIE. Przez ciebie.
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
- Jak to nie żyje- powiedziałem twardo zaciskając pięść.
People keep asking if I'm back and I haven't really had an answer...But now, yeah, I'm thinkin' I'm back!
Offline
/Gdy siedzisz w swoim cudnym laboratorium pod ziemią iż gdyż ponieważ zawalił się cały wieżowiec i nie masz jak wyjść ale nikt się tobą nie przejmuje/
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Weź głęboki oddech.
- Przygniotły go kolumny - mruknąłem i wyminąłem ich.
Och, całkowicie się załamiesz?
Hello Darkness My Old Friend...
Offline
Odsunelam się od Christiana i podeszłam do Hansa. Do moich oczu napłynęły łzy. Jak to nie żyje? On musi żyć.
"JEŚLI NIE MASZ DO POWIEDZENIA NICZEGO MIŁEGO, MILCZ."
Offline
Gdy każda piosenka może być twoją ostatnią, nie bój się słuchać pragnień swego serca.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Skąd to wiesz- mój głos nawet nie drgnął. To jeszcze nie był na to czas.
People keep asking if I'm back and I haven't really had an answer...But now, yeah, I'm thinkin' I'm back!
Offline