Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Prychnęłam.
- Uśmiechnij się, kolego. Masz minę jakby ktoś chciał cię co najmniej poćwiartkować - zauważyłam ze stoickim spokojem.
You don't own me...
Offline
- Bo wcale nie siedzi przede mną dziwna laska, która zapewne wie większość informacji o mnie. - Wstałem chwiejnie. - Dobra, nieważne. I tak się stąd zmywam.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Ann! - Skarciłam go. - Na razie, nie wyjeb się na schodach. A i o ósmej jest kolacja, panie wróżbito.
You don't own me...
Offline
- Pieprzona Ann - mruknąłem, kiedy zahaczyłem nogą o sznurówkę i runąłem jak długi u wejścia. - Cholera - syknąłem, próbując się podnieść.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Miałaś się stąd zmyć. Zamiast tego, niczym krokiem jakiejś hollywoodzkiej gwiazdy, podeszłam dumnie do mężczyzny.
- Wygrałeś. Obstawiałam, że coś cię trafi na schodach, łamago - mruknęłam z rozbawieniem. - Przyda ci się pomoc.
You don't own me...
Offline
Spojrzałem na nią spod przymrużonych oczu. Po kilku minutach już stałem na prostych nogach, opierając się dłonią o ścianę.
- Tak? Świetnie sobie radzę - wymamrotałem i ruszyłem ponownie do przodu. Cały czas musiałem się czegoś trzymać, by nie upaść. Cholera, mocne te drinki mieli.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Widać. Chodzisz jakbyś balował z trzy noce. - Oparłam się o barierkę. - Powodzenia z wchodzeniem na trzecie piętro!
You don't own me...
Offline
Zacisnąłem usta w wąską linię.
- Na co czekasz? - rzuciłem po chwili przez ramię. Trzeba było nie pić, Thomson.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Może tak grzeczniej, księżniczko? - Wywróciłam oczami i podeszłam mu pomóc. - Przytrzymaj się mnie, tylko błagam uważaj żebyś nas nie zabił. - Genialny pomysł. I jakoś.. jakoś się udało.
You don't own me...
Offline
Dotarliśmy do pokoju. Wyjąłem kluczyk z tylnej kieszeni i przez chwilę szamotałem się z otworzeniem zamka. Wkrótce się udało.
- Dzięki Ann - mruknąłem pod nosem, nawet na nią nie patrząc.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Mhm, świetnie. Kolejna informacja, wiem gdzie masz pokój. Tylko się tam nie zabij. - Odeszłam parę metrów dalej i zbiegłam po schodach.
You don't own me...
Offline
Zamknąłem za sobą drzwi i kompletnie zalany rzuciłem się na łóżko. Nie musiałem długo czekać na sen. Jedyne co mnie zamartwiało, choć może bardziej ciekawiło to ta dziewczyna.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Wyciągnęłam telefon i napisałam sms do Casa.
Ochłonąłeś już? Naprawdę nie chce się z tobą kłócić. Będziemy mogli o tym wszystkim pogadać jak wrócisz? Proszę.
Elise
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Od kilku dni nie wyszedłem z pokoju. To nie tak, że nie chciałem. Wręcz przeciwnie, zamierzałem się bawić, jakby jutra miało nie być, ale za każdym razem, kiedy podchodziłem do drzwi, odczuwałem wewnętrzny niepokój. Zmuszało mnie to do cofnięcia się i spędzenia kolejnego dnia w czterech ścianach. Aktualnie leżałem na łóżku, a myślami byłem pogrążony daleko stąd. Coś zmuszało mnie do przypominania sobie rzeczy, których nie chciałbym pamiętać. Śmierć ojca, dziura w mojej rodzinie, Hans, wszystkie lata spędzone w Sekcie.
Przekręciłem się na bok i przymknąłem lekko powieki. Niemal natychmiast pojawił się obraz roześmianej Elise. Mimowolnie się uśmiechnąłem, lecz lada chwila otworzyłem gwałtownie oczy, sprawdzając czy rzeczywiście jej nie było. Nie było.
Zmrużyłem oczy, próbując uniknąć kolejnych ciosów promieni słonecznych. W ostateczności wstałem i zasłoniłem w dół żaluzje, z powrotem kładąc się na łóżku.
Elise nie pochwalałaby takiego zachowania.
Zmarszczyłem brwi. Dlaczego Elise?
Bo ci na niej zależy gburze.
Podrapałem się po głowie. Nie pieprz głupot. Elise to zwykła dziewczyna, w dodatku zakłamana. Świetnie sobie radzi sama, więc po co jej ktoś taki, jak ja?
Bo cię potrzebuje idioto. Otwórz oczy, nie widzisz, że ona na coś liczy?
Na seks? Zawsze.
Debil.
Przewróciłem oczami. Rozmawiać sam ze sobą? Chyba faktycznie miałem dosyć tego pokoju. Gwałtownie wstałem, lecz przez mroczki przed oczami musiałem przytrzymać się szafki nocnej, by nie upaść. Powoli usiadłem na łóżku i oparłem twarz o dłonie.
“Jesteś słaby. Nie uciekniesz od problemów.”
Skrzywiłem się. Cholerna Ann miała rację. Nie ucieknę od Elise. Od pierwszego spotkania wiedziałem, że nie dam rady. Trafiłem w jej pułapkę, choć nie dopuszczałem do siebie tejże myśli. Cały byłem jej.
Westchnąłem ciężko, masując skronie palcami. Oddałem w zapomnienie sprawę z Klaudiuszem i posadą. Byłem w stanie uwierzyć, że to zwyczajne kłamstwo, którym ktoś chciał obrzucić Elise. Sam fakt Klaudiusza mnie obrzydzał, ale to również wymazałem. Dałem jej powody, że mi zależało. Były jednoznaczne. A ona? W ostatniej rozmowie pokazała na co ją stać.
Prychnąłem, przypominając sobie tamtejszą rozmowę. Teraz, po okresie, który minął, wydawała się jeszcze bardziej żałosna niż przedtem.
Bała się. Wiedziałeś, że się bała.
Zamknij się, okłamała mnie!
Bo się bała. Casimirze, zrozum.
Proszę cię, jeszcze ją bronisz!
Nie. To część ciebie próbuje ją usprawiedliwić, a część pragnie o niej zapomnieć. To największa wojna, w jakiej mogłeś stanąć. Musisz zadecydować, czy chcesz o nią walczyć, czy chcesz ją zostawić i pozwolić upaść na dno.
Nie pieprz. Miała zostać moją dziewczyną.
Więc na co czekasz?
Kurwa. Ponownie gwałtownie wstałem, tym razem ignorując czarne plamki i ruszyłem w stronę łazienki. Obmyłem twarz w zimnej wodzie i spojrzałem prosto przed siebie w czekoladowe oczy.
Cienie pod oczami, sina twarz. Wyglądasz, jak wrak człowieka.
Zamilcz, bo nie ręczę za siebie.
Nie możesz skrzywdzić sam siebie. Dopóki choć w pewnym stopniu pragniesz tej dziewczyny, ja tu będę.
Zacisnąłem dłonie na umywalce.
- Nie pragnę jej.
Dopiero po chwili zrozumiałem, że wypowiedziałem te słowa na głos. Jak musiało być ze mną źle?
Z bólem głowy ruszyłem na zewnątrz, szukając jakiegoś zajęcia, które zajęłoby moje myśli czymś innym niż Elise.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
ZARAZ PO ROZMOWIE ROXANNE I CASA, KTÓRA BĘDZIE PONIŻEJ
Numer zastrzeżony. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywałem się w telefon. Nikomu nie zdążyłem podać swojego numeru, ba. Dosłownie kilka minut temu odebrałem nowy telefon. Zignorowałem go, ale numer nie dawał spokoju. Pokrótce odebrałem, jednak w słuchawce zapanowała głucha cicha. Usiadłem na skraju łóżka i zirytowany westchnąłem, gdy w słuchawce rozbrzmiał rechot. Nie byłem zainteresowany głupimi żartami, więc byłem skłonny się rozłączyć, lecz wtedy jeden krótki i przeraźliwy krzyk sprawił, abym się ocknął.
- Słuchaj, jeśli to jakieś żarty, to masz przerąbane koleś - powiedziałem oschle. Ponownie śmiech. Zupełnie, jakby był rozbawiony każdym słowem, jakie wypowiem. Zaraz, kojarzyłem ten śmiech... Nie, kurwa no nie. - Mahomed - warknąłem.
- Brawo Casimirze! Już wątpiłem w twoje zdolności. - Zaśmiał się, a ja wciąż siedziałem z kamienną twarzą.
- Zostaw ją - rozkazałem zimnym tonem, starając się zapanować nad emocjami. - Nie masz prawa jej tknąć.
- Och, Imir. Gdybym zabił ją od razu, nie byłoby zabawy! Po co te nerwy? - Przez chwilę znów panowała cisza, tym razem z mojej strony. Gwałtownie wstałem i przycisnąłem słuchawkę do ramienia, wolnymi rękoma pakując się w torbę, by zdążyć na najbliższy samolot.
- Czego chcesz - warknąłem.
- Przerwałeś naszą transakcję, Casimirze. Dobrze wiesz, że nie lubię takich zwrotów akcji.
- To ty mnie postrzeliłeś! - krzyknąłem, sprawdzając prawą ręką dokumenty.
- Och, nie wysilaj się tak. Chciałem zobaczyć czy twoje poświęcenie sięgnie aż tak dużego stopnia. Miło było popatrzeć, jak ratujesz kogoś kogo nawet nie obchodzisz. Ach, uwielbiam takie dramatyczne scenki!- Na temat Arwella zamilkłem. Wiedziałem, że kłamał i nie powinienem zwracać na to nawet najmniejszej uwagi, ale poczułem jakiś dziwny ból.
- Czego chcesz - powtórzyłem poddenerwowany.
- Nie jestem bezduszny, Imirze. Pozwolę ci się z nimi pożegnać. Masz dwie godziny - mruknął słodko i się rozłączył. Złapałem za torbę i wybiegłem z pokoju, dzwoniąc po drodze w parę miejsc, aby nie było żadnych przeszkód. Od dawna serce nie biło mi tak szybko, jak teraz.
Wiadomość dodana po 2 h 23 min 32 s:
Po tych paręnastu dniach postanowiłem wreszcie zwlec się z łóżka. Ruszyłem w stronę baru na śniadanie, a raczej kubek gorącej kawy.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Ledwo skończyłam pracę i już musiałam wychodzić na śniadanie. Narzuciłam na bikini jakąś zwiewną sukienkę i ruszyłam do jadalni, po czym się rozejrzałam. Oho, kolega od upijania żyje. Wygięłam dłonie w łuk i ruszyłam w jego stronę z jednym z tych dumnych uśmiechów.
- Humor dopisuje, Casimirze?
You don't own me...
Offline
Przetarłem twarz dłońmi i zaspany spojrzałem na dziewczynę.
- Nie pamiętam bym podawał ci swoje imię, a tym bardziej nie pamiętam twojej osoby - powiedziałem i posłałem jej pytające spojrzenie.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Bu, sumienie. Może mnie pamiętasz? A nie, przepraszam. Strasznie się wtedy schlałeś. - Skrzywiłam się i nalałam sobie soku. - Ann od stalkerstwa, skarbie.
You don't own me...
Offline
- To było kilka dni temu. - Wywróciłem oczami i ruszyłem w stronę wolnego stolika, gdzie zamówiłem kawę. - Ann nadal nic mi nie mówi - rzuciłem, przeglądając gazetę.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Oparłam się nadgarstkami o krzesło i uniosłam brwi, patrząc na niego rozbawiona.
- Czyli już lepiej. Myślałam, że jebniesz wtedy na schodach. Ale spokojnie, do niczego nie doszło. - Uniosłam ręce w geście obronnym. - Zawsze możesz mnie poznać. Teraz przynajmniej mnie zapamiętasz - odparłam.
You don't own me...
Offline
Obrzuciłem ją spojrzeniem z ukosa. Musiałem zapomnieć o Elise.
- Właściwie czemu nie. - Wzruszyłem ramionami i odsunąłem jej krzesło do tyłu.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Świetnie, dżentelmenie. - Zaśmiałam się pod nosem i położyłam szklankę z sokiem na stole.
To ci nie wyjdzie. Rób co masz robić.
- Wybacz, ale muszę zapytać. Pamiętasz cokolwiek z przed kilku dni? Cokolwiek. Urywek.
You don't own me...
Offline
Przekręciłem kolejną stronę gazety, lecz nadal nie było nic ciekawego. Odłożyłem ją na bok i zamyślony popatrzyłem na Ann.
- Ann to pełne imię, czy zdrobnienie? - spytałem, ignorując jej poprzednią wypowiedź. Miałeś niezłego kaca, Casimirze. Nic nie pamiętałeś.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- A widzisz... pierwsza zadałam pytanie. Nie bawimy się w mrocznego Greya, "Cas". - Zdrobniłam jego imię i uśmiechnęłam się pod nosem.
You don't own me...
Offline
Przewróciłem oczami.
- Nie wyglądasz na taką, co interesowała by się Greyem. - Zmarszczyłem brwi. - Cóż, pozory mylą. I nie, odpowiadając na twoje pytanie, kompletnie nic nie pamiętam z tamtego wieczoru. Byłem kompletnie zalany. - Prychnąłem.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline